Tytuł: Szkoła żon
Tom: I
Liczba stron: 256
Moja ocena: 5/6
Opis: Główna bohaterka Julia jest świeżo po rozwodzie. Nawet bardzo świeżo. Bo dokładnie pięć godzin i dwadzieścia siedem minut. Opija radośnie w klubie wraz z przyjaciółkami powrót do stanu wolnego. Bierze udział w loterii wizytówkowej i ku jej zdziwieniu wygrywa tajemnicze zaproszenie do luksusowego spa o bardzo nietuzinkowej nazwie…
W leśnej głuszy, gdzieś w malowniczych Mazurach, ona i kilka innych, zwyczajnych, nie znających się kobiet przeżywa przygodę życia. Zostają tam przez 3 tygodnie, a po powrocie nic nie jest już takie, samo jak było. Teraz już nigdy żaden facet ich nie zostawi... To świetnie napisana, lekko erotyczna i feministyczna opowieść o współczesnych kobietach, matkach, żonach i kochankach.
Muszę przyznać, że od czasu Zamku z piasku autorstwa p. Magdaleny Witkiwiecz wiedziałam, że sporo czasu
nie minie, nim sięgnę po jej kolejną powieść. Ja już tak mam,
że po jednej książce już wiem, czy dalsze dzieciątka pisarza
będę zakupować czy nie. No i bardzo miłym trafem udało mi się
pozyskać serię Szkoły Żon, bo aż dwa tomy! (Dzięki Kasi) A jak
moje wrażenia? Sprawdźcie sami!
„Zmysłowa szkoła żon”, jak wiele
to mówi. Muszę przyznać, że połączenie słów takich jak
„zmysłowa” i „szkoła” sprawiają, że do tej szkoły
chciałabym pójść, zważywszy na to, że lada chwila mamy
wrzesień. Ale cóż, ja wracam do swojej normalnej i nudnej szkoły.... A pewne
(szczęściary, a co!) bohaterki trafiają do ekskluzywnego
pensjonatu o jakże pociągającej nazwie. A tymi szczęściarami
okazały się Julia, świeża rozwódka...wiadomo, rozwód
oczywiście nie z jej winy. Mąż i atrakcyjna inna kobieta, tak
to wiele wyjaśnia. Ponad pięćdziesięcioletnia Jadwiga, zakochana
w książkach i swoim mężu, który zamiast lektur na obiekt
wszelakiego zainteresowania wybierał inne kobiety, Marta –
zmęczona matka Polka dwójki dzieci, często spędzająca
praktycznie każdą wolną chwilę (i nie wolną) z jedzeniem oraz
Michalina vel. Misia, która pragnie wszystkiego, co by zadowoliło
jej Misa. Bo Misu musi być zadowolony! Dziewczyny wyjeżdżają do
tajemniczego miejsca na trzy tygodnie. W tym czasie mają stać się
piękne, zadowolone z siebie i spełnione. Zmienione i
dowartościowane.
Nie wiedziałam czego spodziewać się
po lekturze Szkoły żon. Pamiętam jeszcze, niespełna rok temu,
kiedy jeszcze nie miałam bloga, a wszędzie panował tak zwany „bum”
na tę pozycje...Chciałam, naprawdę chciałam ją przeczytać.
Mając ją w rękach, oglądając x razy z każdej strony(tak, ja tak
mam) kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Pierwsze
kilka stron nie szło mi tak, jak sobie to wyobrażałam. JA
rozumiecie, ja odłożyłam książkę na ok. dwa dni na półkę. I
wiecie co? To był jeden, wielki i cholerny błąd. Po fakcie, kiedy
stwierdziłam "dobra biorę się za to, skończę i zobaczymy co
będzie"... Nie mogłam się oderwać.
Bardzo spodobały mi się bohaterki. Są
takie ciepłe, nie naciągane, takie realistyczne, zmagające się z
własnymi problemami. Myślę, że niejedna z czytelniczek
odnalazłaby chociaż iskierkę siebie, w którejś z bohaterek.
Nawet w Ewelinie, szefowej całego pensjonatu.
Erotyka z obyczajówką. Raj dla mnie.
Naprawdę, tak cudowne połączenie, że chcę więcej. Te bardziej
niegrzeczne wątki są tak umiejętnie wplecione i opisane, że nawet
przeciwnicy takiego gatunku literatury nie mieliby nic przeciwko.
Seks nie jest najważniejszy i nie jest również przedstawiony,
jedynie jako zaspokojenie swoich potrzeb. Jest ukazany jak dodatek
potęgujący całą gamę uczuć, ocen i wrażeń. Bo umiejętnie
uprawiany seks nie jest tylko zwierzęcym aktem, ale uwiecznieniem
miłości, zaufania, spełnienia, własnej samooceny i wzmocnienia
relacji.
Szafa graficzna i techniczne wykonanie
książki jest na poziomie, to muszę przyznać. Choć przywiązuję
wagę do okładek, ta po prostu nie odrzuca, jest na swój sposób
intrygująca.
Szkoła żon to powieść dla nas-
Czytelniczek. Pani Magdalena umiejętnie stworzyła powieść, która
ewidentnie daje do myślenia. Bo my jesteśmy dla siebie kochane, dla
nikogo innego. Więc zachęcam do lektury i zrobienia czegoś dla
własnej przyjemności! Akurat ja, mieszkanka Mazur chyba wybiorę
się jutro na spacer po lesie, a nuż odnajdę ten cudowny pensjonat,
trzymajcie kciuki!