środa, 23 października 2019

autorka - widmo

   Tak, autorka - widmo, to ja. Wypadałoby przeprosić, wymyślić jakąś wybitną wymówkę, która usprawiedliwiłaby wszystkie moje grzechy, ale nie ma takiej. Człowiek się gubi, człowiek się odnajduje. Ot taki cykl rozwoju, chciałam porównać do poczwarki i motyla, ale motyl ma zdecydowanie łatwiej niż my.
  
   Słuchacie, to jest tak, że zbierałam się do jakiegokolwiek wpisu miliony razy. Czy ja dalej potrafię tu do Was mówić? Mówić słowem pisanym? Nie mam pojęcia. Tu się przymierzałam, tu robiłam zdjęcia (na poziome podstawówki) książkom, które przeczytałam. Tu zapisywałam myśli na recenzje w małym, brokatowym (prezent), niebieskim notatniku. Normalnie niczym Mickiewicz na kolanie. 
I co? No tak naprawdę nico. Aż do dzisiaj. Bo tak zaczęłam sobie czytać książkę i myślę: no nie ma 
 bata, muszę się z kimś tym podzielić, bo nie wytrzymam.
  

   Odpaliłam wiadomo, blogera. Patrzę konto dalej istnieje, nikt nie zhakował, bo niby po co? Przeglądam sobie ni to z politowaniem na własny brak samodyscypliny, ni to z dumą, bo moje małe, niedopracowane, ale w jakimś stopniu przytulne miejsce w sieci wciąż istnieje. Dobra, popatrzmy sobie tutaj. Zakładka o mnie. Trzeba było zaktualizować, więc zabrałam się do pisania. Listu motywacyjnego tam nie zostawiłam, ale stukanie w klawiaturę uświadomiło mi, że jednak za Wami tęskniłam. Nie wiem ilu z Was zostało, ilu sobie poszło, a ilu jeszcze przyjdzie. Pamiętajcie, że za każdą duszyczkę, każdą parę oczu teraz czytających ten zlepek słów, za każdy przewrót oczami, bo w końcu co ta baba pisze - d z i ę k u j ę. Tak mocno. Z całego serducha, tak, że zrobiłoby się Wam od razu cieplej! 


Cóż, chciałam powiedzieć, że żyję. I na pewno, sto procent, daję mały palec uciąć (!), że pojawię się tu szybciej niż po roku! (celuję do końca tego tygodnia chyba, że samochód mnie potrąci)

To co, robaczki? Do zobaczenia!