środa, 17 czerwca 2020

RECENZJA PREMIEROWA: Kobieta na krawędzi - Samatha M. Bailey


Autorka: Samantha M. Bailey
Tytuł: Kobieta na krawędzi
Liczba stron: 320
Moja ocena: 6/6


Życie. Zagadnienie rzeka, nad którym można by się rozwodzić godzinami, dniami, latami. Jednego zdążyłam się nauczyć w trakcie mojego pagórkowatego marszu przez ów życie. Wy zapewne też.
Nigdy, przenigdy nie można wziąć czegoś za pewnik. Nie można patrzeć na ludzkie tragedie z przymrużeniem oka i nastawieniem „To mi się nie stanie, to mnie nie dotyczy. Nie ma takiej opcji. Nie może.” 
Ty. Ja. Wy. My. Oni. Wszyscy możemy znaleźć się na krawędzi. I to w najmniej oczekiwanym momencie. Tym jakże pozytywnym akcentem zapraszam Was na recenzję thrillera psychologicznego, który zaczął wygrzewać sobie miejsce na piedestale pierwszego półrocza.

„Powiedziała: Weź moje dziecko… I skoczyła.

Życie Nicole jest takie, jak sobie wymarzyła. Gdy okazuje się, że dziewczyna jest w ciąży, jej misternie budowany świat zaczyna się rozpadać niczym domek z kart. Jeden list otwiera dawno zatrzaśnięte drzwi do przeszłości: „Jesteś morderczynią. Nie zapewnisz jej bezpieczeństwa”.

Morgan stara się otrząsnąć po odejściu Ryana, ale wciąż z trudem odnajduje się w rzeczywistości. Gdy na krawędzi peronu metra zaczepia ją kobieta z niemowlęciem przy piersi, nie rozumie, co się dzieje. Pęd nadjeżdżającego pociągu zagłusza słowa nieznajomej i nim Morgan orientuje się w sytuacji, kobieta wciska w jej ręce dziecko.

Kim jest tajemnicza nieznajoma? Co wie o Morgan?
I co stało się z Nicole?”
(źródło)




„Nie zasługujesz na dziewczynkę. Jesteś morderczynią. Nie zapewnisz jej bezpieczeństwa.”

Kobieta na krawędzi autorstwa Samatnhy M. Bailey ma dzisiaj premierę. Jest to pierwszy thriller psychologiczny pisarki, dziennikarki i redaktorki. A ja właśnie siedzę i nie do końca wiem, co napisać. Nie zrozumcie mnie źle. Wciąż nie pozbierałam się z wrażenia, jakie wywarła na mnie ta historia.

Akcja jest poprowadzona naprzemiennie, dwutorowo. Z jednej strony mamy Nicole, której życie do tej pory można by podsumować zagadnieniem „Prestiż? Check. Kasa? Check. Szczęśliwe małżeństwo? Check. Żyć nie umierać? Check”,  a z drugiej mamy Morgan. Z nią zaczynamy w kluczowym momencie, który wrzuca czytelnika na głęboką wodę.  I kiedy już zostajemy zaciekawieni  wydarzeniami, jakie spotykają Morgan, znów przenosimy się do świata Nicole. Z początku ta pozornie niewinna przeplatanka napędza czytelnika, sprawiając wrażenie podejrzanie cichej tafli jeziora.

„Myślę, że po to są przyjaciele: żeby jeden drugiemu pomagał oddychać.”

W miedzy czasie autorka porusza trudne tematy, które powoli wyciąga na łamy powieści. Nie chcę ich tutaj przytaczać, bo chcę żeby każdy z Was odkrywał i doświadczał tego w lekturze (i tylko w lekturze, żeby było jasne!).  Z każda chwilą ta przeplatanka robi się coraz ciaśniejsza. Nicole, Morgan, Nicole, Morgan. Niczym schodzący w dół warkocz, napięcie rośnie coraz mocniej, jesteśmy coraz bliżej, a uczucie niepokoju sprawia, że strony przewraca się w zadziwiająco szybkim tempie.

W tym przypadku największe kłamstwo każdego czytelnika pod tytułem: „ Jeszcze jeden rozdział i idę spać” rośnie do takiego stopnia, jak te o świętym Mikołaju, kiedy to dziecko zobaczy, jak matka z ojcem pakują prezenty do szafy. Albo, kiedy pod poduszką od Wróżki znajduje się ten super puchaty pamiętnik z kłódką, ale przecież wczoraj mama miała ten sam w swojej torebce. I tak,  niby to pozornie błahe, ale po takich kłamstwach nic już nie jest takie samo. Dlatego jeśli myślicie, że ta bajka o rozdziale zadziała – sięgnijcie po Kobietę na krawędzi, kiedy nie macie rano do pracy, szkoły, gdziekolwiek. Dlaczego? Zapewniam, nie odłożycie jej na bok.

„Zdumiewające, na czym można kogoś złapać, kiedy mu się zdaje, że nikt go nie widzi.”

Nie muszę lubić bohaterów, pałać do nich miłością wielką, godną nowożeńców. Wystarczy, że nie są wybitnie irytujący, ich zachowania i pobudki są logiczne i naturalne, a przynajmniej tak przedstawione. Autorka stworzyła genialne postacie. Zarówno Morgan, jak i Nicole zdawały się być tak realne, jakbym mijała je na ulicy. Nie zaprzestała także starań przy postaciach drugoplanowych. Bohaterowie na łamach tej powieści stają się żywi, prawdziwi. Z nieidealnym życiem, problemami, sytuacjami istnienia codziennego, z którymi każdy z nas może się utożsamić.
Lubię, oj lubię, jak jest tak  d o b r z e.


„Kiedy nikt nie czuwa, dzieją się straszne rzeczy.”


Jak się tak człowiek zastanowi, to sporo w tym prawdy, nie sądzicie? Samantha M. Bailey po mistrzowsku buduje napięcie, dzięki czemu czytelnik zaczyna zadawać pytania. Co? Jak? Dlaczego? Skąd? Z czasem zostaje wciągnięty w pokręcony świat bohaterek, a autorka zaczyna sobie pogrywać tak, że czytelnik zaczyna mieć wrażenie, że zwariował. Ja myślałam, że zwariowałam. (Mam nadzieję, że zatrzymało się to na myśleniu, w białym mi nie do twarzy).

Kobieta na krawędzi okazała się niesamowicie emocjonującą lekturą, której nie sposób odłożyć na bok. Gra psychologiczna prowadzona z czytelnikiem w doborowym towarzystwie napięcia, zaskoczenia, problematyki, która umacnia tę powieść oscyluje między zarwanym wieczorem, wartym każdego grzechu a myśleniem o Kobiecie na krawędzi jeszcze przez długi czas po lekturze.
Ten świetny thriller psychologiczny polecam każdemu, nie tylko fanom gatunku. I to szczerze, z całego mojego serducha.

Zachęciłam? Jeżeli tak, to serdecznie zapraszam Was na mojego Instagrama k l i k, na którym właśnie trwa rozdanie, które ułatwi spotkanie z Kobietą na krawędzi. Powodzenia!

Za emocjonujące godziny przy Kobiecie na krawędzi i możliwość podzielenia się tą historią z czytelnikami serdecznie dziękuję wydawnictwuZnak.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli udało Ci się przetrwać cały mój wpis, pozostaw po sobie dodatkowo ślad, a będę Ci niezmiernie wdzięczna. Każdy komentarz jest bezcenny, to daje mi siłę i motywację, bo piszę nie dla siebie, ale dla Was. Z góry serdecznie dziękuję! ♥