Autorka: Maureen Callahan
Tytuł: Drapieżnik. Prawdziwa historia najbardziej nieuchwytnego mordercy XXI wieku
Liczba stron: 352
Moja ocena: 6/6
Data premiery: 03 czerwca 2020
„To ludzki drapieżca atakujący z zaskoczenia.”
Przychodzę dzisiaj do was z pozycją, o której nie jest łatwo
napisać. Zastanawiam się, jak to ująć, byście mieli najlepszy obraz tego, co
chcę Wam tutaj przekazać. Od wielu lat fascynuje mnie umysł człowieka, który
jest zdolny do popełniania czynów karygodnych. Postrzeganie względnego dobra i
zła, mechanizmów funkcjonowania, pobudek, jakie kierują daną, specyficzną
jednostką.
Przyznam, że trochę wiem. Lata grzebania, słuchania, czytania,
wykopywania ciekawostek, o ile ciekawostkami można to nazwać. Myślałam, że
żadna postać mnie już tak nie zdziwi. Przecież żyjemy w czasach, gdzie
praktycznie każdy nasz ruch jest rejestrowany, monitorowany. Zawsze myślałam,
że nie będzie już kolejnego Teda Bundy’ego, Jeffrey’a Dahmera, Harolda
Shipmana, Andrieja Czikatiło, Eda Geina, Richarda Ramireza, Zodiaka.
I wierzcie mi, myliłam się. Był jeszcze Israel Keyes.
„Ta książka wyrosła z wielogodzinnych rozmów w większości z
agentami specjalnymi zajmującymi się omawianą sprawą. Fragmenty, w których
opisano czyjeś myśli, mają źródło w informacjach przekazanych mi bezpośrednio
przez daną osobę. W niektórych przypadkach przesłuchania przeprowadzone przez
FBI zostały skondensowane i poddane edycji, by stały się czytelniejsze.”
Maureen Callahan, dziennikarka śledcza poświęciła wiele czasu, by
stworzyć to, co mamy możliwość trzymać w rękach. Czym to jest? Mistrzowską
literaturą faktu. Naprawdę.
Przedstawia nam historię Israela Keyesa, seryjnego mordercy.
Pozornie coś, co już widzieliśmy, co znamy? Keyes minął mi przed oczami w sieci,
mógł minąć także Tobie. Jednak czy człowiek się zgłębiał? Tak niepozornie
wyglądający mężczyzna, okazał się kimś wręcz niedorzecznie nierealnym, a
jednocześnie tak brutalnie prawdziwym i przerażającym.
Całość jest podzielona na cztery części. I wierzcie mi, przy
pierwszej pomyślałam: „No okej, nie będzie tak źle. Zapowiada się znajomo,
przebrnę i zobaczymy, co dalej.”. Na
dwoje babka wróżyła, czyż nie?
Autorka z niezwykłą precyzją wprowadza nas w przebieg śledztwa.
Początkowo zasypuje nas nazwiskami, stanowiskami, – ale wierzcie mi, ten zabieg
na łamach lektury okaże się wręcz zbawienny. Wraz z rozwojem dochodzimy do
momentu schwytania Keyesa. I od tej chwili czytelnik staje się częścią tej
całej, absurdalnej historii.
„Biła od niego aura samozadowolenia i poczucia wyższości.”
Frustracja. To towarzyszyło mi na samym początku. Drapieżnika nie
da się czytać szybko, człowiek ma ochotę zagłębić się w każde napisane przez
Callahan słowo, każdy wyszczególniony fakt, każdą datę, nazwisko, miejsce. A
jednocześnie chce wiedzieć więcej, szybciej, najlepiej na raz. A z kolejnej strony,
gdzieś w środku nie chce wiedzieć już nic więcej. W tej groteskowej otoczce
mimo wszystko adrenalina sprawia, że przewraca się strony dalej i dalej.
Autorka niesamowicie podsyca atmosferę, dając możliwość poznania wszystkiego
oczami ludzi, którzy mieli do czynienia z tym bestialstwem.
Jeżeli patrzycie na okładkę i myślicie sobie: „O, na pewno
podkoloryzowane!” – Nie, tak nie jest. W tekście zostało przedstawione jasno i
dosadnie: Keyes nie jest, jak inni. Naprawdę był zagadką dla profilerów. Dla
czytelnika także.
Owszem, osoby zaznajomione w tych klimatach poczują pewną dozę
podobieństwa do wcześniej wymienionego Bundy’ego. Proste, prawda? Nie. Kilka
zdań po tym, autorka pokazuje nam wręcz na tacy, że mają do czynienia z czymś
nowym, nieznanym dotąd, niedorzecznie nieschematycznym. Musiałam robić przerwy.
Pierwszy raz od dawna miałam gęsią skórę na ciele. Odkładałam książkę, by
pomyśleć: „To nie może być prawda!”, „Jak?”.
„Wiecie, jak już mówiłem – oczywiście nie macie powodów, żeby mi ufać
- ale mogę wam od razu powiedzieć, że nikt tak naprawdę mnie nie zna, nikt
nigdy mnie nie znał, nie ma nikogo, kto wiedziałby o mnie wszystko. Chodzi o
to, że składam się z dwóch różnych ludzi. I jedyną osobą, która wie o tym, co
wam opowiadam, jestem ja sam.”
Maureen genialnie operuje piórem, dawkując czytelnikowi fenomenalną
narrację przeplataną z cytowanymi rozmowami. Ten zabieg pozwala zrozumieć
mechanizmy przesłuchań, rozmów, postępowania z takim człowiekiem, komuś, kto
nie posiada wyspecjalizowanej wiedzy. A jednocześnie wyjaśnia przyczyny i
skutki danych form. Tym samym siejąc spustoszenie w głowie czytelnika, niczym
tasiemiec w organizmie człowieka. Coś niewyobrażalnego, a jednocześnie tak
intrygującego, że ciężko jest to ubrać w słowa.
„Mówił teraz wolniej, coraz niższym tonem, jego głos drżał. Wrażenie
było upiorne: w głosie Keyesa brzmiały jednocześnie wstyd i zachwyt.”
Nie jest to pozycja dla osób ze słabymi nerwami. Autorka nie owija
niczego w bawełnę. Wszystko podaje nam na tacy, odkrywa niczym danie główne,
które w swej oprawie szokuje, zatrważa, kwestionuje wszystko, co do tej pory
było nam znane. I to się nie kończy. Napięcie nie ustaje do samego końca.
Nawet, gdy mogłoby się zdawać, że już nic nas nie zaskoczy, że wszystko, co
mogło być i miało być powiedziane, zostało rzucone na stół. Nie, nie dajcie się
zmylić.
„Zbliżając się do kolejnej części opowieści, Keyes zrobił się
wyraźnie podekscytowany – kolana zaczęły mu podskakiwać, a kajdany brzęczały,
ocierając się o krzesło tak mocno, że aż zdarły politurę.”
„Drapieżnik. Prawdziwa historia najbardziej nieuchwyconego mordercy
XXI wieku” jest niesamowitą gratką dla fanów gatunku, zdumiewającym, szokującym
odkryciem. Wielkie pokłony dla autorki za poświęcenie, jakie włożyła, by zebrać
wszystko w całość. Jest to historia mrożąca krew w żyłach przedstawiająca obraz
człowieka, który z pozoru normalny, posiadał w sobie mrok, który go podniecał.
Bez skrępowania manipulował, bawił się, mordował, skrupulatnie planował i do
ostatniej prostej, do s a m e g o końca
był o krok przed innymi, to jego słowo było wypowiedziane, jako ostatnie.
Nie wiem, co mogłabym jeszcze powiedzieć. Jedno jest pewne, powrócę
do tej historii nie raz. Nie da się jej przejść „na raz”. Nie wiem, czy
kiedykolwiek da się ją „przejść”. Głównym powodem jest to, że to nie jest fikcja literacka. Te wydarzenia naprawdę miały miejsce zaledwie kilka lat temu. Zdjęcia, o których mowa w tekście wciąż krążą w Internecie. Posty ojca jednej z ofiar wciąż są widoczne na Facebooku. Część nagrań z przesłuchania Israela jest dostępna nawet na Youtube. I to w tym wszystkim jest przerażające. Ta cała prawda.
Dziękuję z całego serca wydawnictwu Znak za możliwość poznania tej
historii i odwagę, by wypuścić ją dalej w świat.
„Nie jesteśmy urodzonymi potworami. Jesteśmy waszymi synami i
jesteśmy waszymi mężami.”
– Ted Bundy
„Ludzie myślą, że przestępcy to garbate, zezowate potwory,
prześlizgujące się gdzieś w mrok i pozostawiające za sobą śluzowate ślady. A
jednak są oni istotami ludzkimi.”
– Bob Dekle, oskarżyciel Bundy’ego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli udało Ci się przetrwać cały mój wpis, pozostaw po sobie dodatkowo ślad, a będę Ci niezmiernie wdzięczna. Każdy komentarz jest bezcenny, to daje mi siłę i motywację, bo piszę nie dla siebie, ale dla Was. Z góry serdecznie dziękuję! ♥