Autorka: Anna Wolf
Tytuł: Serce gangstera
Cykl: Gangsterzy (tom I)
Liczba stron: 280
Moja ocena: 4-/6
Wiecie co jest najgorsze? Zawód. Te przykre uczucie, które w chwili ataku, nie
pozostawia na nas suchej nitki. Wypala dziurę gdzieś w środku, niczym żrący
kwas, siejąc całkiem niemałe, nierzadko długoterminowe skutki w postaci uciążliwej gonitwy
myśli. Jak się z tym pogodzić? Zabrzmi to oklepanie, ale tylko czas jest lekarstwem
na tego typu rany. Dlaczego o tym mówię? Dzisiaj mam dla Was Serce gangstera - głośny debiut Anny Wolf. Czy zostałam porwana
w gangsterski wir, jak większość czytelniczek? Zapraszam na recenzję!
"Każdy człowiek ma swoją granicę, a kiedy ją przekroczy, nic już nie będzie takie samo."
Życie dwudziestodwuletniej Chloe McCoy zdaje się układać bezproblemowo
dopóki jej brat, Nick, nie zaczyna zachowywać się podejrzanie. Chłopak, jak się
okazuje, jest uzależniony od hazardu. Brak szczęścia w kartach skutkuje
niemałymi długami. Jedna nieodpowiednia zagrywka, a niebezpieczeństwo nie wisi
tylko nad Nickiem, a także nad jego siostrą. Gangster, Aleksiej Tarasow nie zamierza
biernie patrzeć na wciąż rosnące długi zaciągane przez McCoya – po prostu
bierze sprawy w swoje ręce, a co z tego wyjdzie?
„Jak bardzo można spierdolić sprawę? Otóż można- i to
kompletnie. Jestem tego żywym dowodem.”
Od czego by tu zacząć. Wiecie, ja mam tak, że zawsze z tyłu
głowy małe stworki szepczą z obawą przed powieściami, które robią dużo szumu w
sieci. Przynajmniej mój mały móżdżek automatycznie koduje sobie, że będą
fajerwerki. I to wiecie, nie takie, które puszcza się w niebo w Sylwestra przed
własnym domem, tylko takie s p e k t a k u l a r n e. Co najmniej takie, jakbym
świętowała Nowy Rok w Paryżu. I Serce gangstera nie przeniosło mnie do Francji
ani nie wywiało na tyły podwórka. Okazało się być czymś pomiędzy. Takim dobrym
pokazem, które są w prawie każdym mieście.
„Mogę zafundować im cholerne piekło, jeśli zajdzie taka
potrzeba.”
Na początku było świetnie (pomijając ciągłe blać, chyba wolę
swoiste kur**, takie tam zboczenie!). Czytanie szło leciutko, jak piórko.
Strona po stronie, pochłaniałam wydarzenia, które scalały się w spójną całość.
Jednak po drodze napotkałam pewien zgrzyt. A mianowicie miałam wrażenie, że
część historii została po prostu wyrwana, a dwie pozostałe sklejono. Nastąpił
przeskok (może tylko w mojej głowie, kto tam wie, prawie drugi miesiąc
siedzenia w czterech ścianach na pewno nie służy zdrowiu, a przynajmniej nie temu
psychicznemu!) wydarzeń. Zabrakło mi troszeczkę procesu zmieniania się relacji
między Chloe a Tarasowem. Takiego, który czyta się z zapartym tchem. Osobiście
uwielbiam przemiany bohaterów, przyglądanie się ich rozwojowi z perspektywy
czytelnika, kibicowanie im, dopingowanie, jak dumna mama-czytelniczka. A tutaj
to było, urwało się w pewnym momencie i strasznie mi tego zabrakło. Ale! Mam
wielkie nadzieje w autorce, wszak tak zadebiutować to nie lada wyczyn.
„Nie jest już kimś komu można zaufać, a to boli. Możesz
tylko zapytać, dlaczego, do cholery, to zrobił.”
Sami bohaterowie, no tutaj to jest naprawdę fajnie. Wbrew
pozorom, moim faworytem nie jest pan Tarasow. (a szkoda, może w nocy uderzyłam
się w głowę?) Bardzo, ale to bardzo przypadł mi do gustu Oleg, taka prawa ręka
Aleksieja.
„Mówisz, szefie? Nigdy bym się nie domyślił.”
Ten to miał te swoje powiedzonka, wierzcie mi, że szło się
uśmiać. Takie to trochę ironiczne, takie to trochę szczere i sarkastyczne, a
jednak zabawne. To chyba moja ulubiona mieszanka, która rozbawia mnie
najbardziej. (jestem tym typem, którego niestety nie śmieszą żarty o Jasiu).
„-Zabawiasz się w księcia? […]
- Raczej jestem żabą.”
Sam główny bohater, no powiem Wam, że to fajny facet. Taki
nieszkodliwy, troszeczkę niebezpieczny, ale gdzieś ten balans utrzymuje. Pokazał rogi raz czy dwa, ale to nie jest coś,
co sprawiłoby, że chciałabym go w jednym momencie ukochać, a w drugim udusić (a
ja lubię mieć chęć dusić bohaterów, nie wiem co o mnie to znaczy).
„Chcesz mi powiedzieć, że jestem tak cenna, jak pieprzone
jajo Fabergé?”
Chloe, to jest ta bohaterka, którą da się lubić. Z którą
dałoby się wypić kawę, coś mocniejszego, wyjść na zakupy bez niepotrzebnych
nerwów. Mimo przeciwności, jakie ją
spotkały, stąpała twardo po ziemi, nie dała się stłamsić, nie emanowała
wybuchowymi emocjami, które zmieniały się co zdanie, jak w kalejdoskopie. To
fajna babka, Wam powiem.
Ogólnie podsumowując wszystko, Anna Wolf stworzyła naprawdę
dobrą powieść. Może nie wbiła mnie ona w fotel, ale spędziłam przy niej bardzo
miło czas. Lekka, ciekawa, wciągająca. Szczerze? Jeżeli jest to debiut, to nie
mogę się doczekać kolejnych części. Wierzę, że autorka z każdą kolejną
podniesie wyżej poprzeczkę, bo całość jest naprawdę obiecująca. Jeżeli
zastanawiacie się czy poświęcić jej czas – mówię tak, zdecydowanie tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli udało Ci się przetrwać cały mój wpis, pozostaw po sobie dodatkowo ślad, a będę Ci niezmiernie wdzięczna. Każdy komentarz jest bezcenny, to daje mi siłę i motywację, bo piszę nie dla siebie, ale dla Was. Z góry serdecznie dziękuję! ♥