Autorka: Paulina Wiśniewska
Tytuł: Jak smakuje szczęście
Liczba stron: 264
Moja ocena: 2/6
Szczęście jest emocją, spowodowaną doświadczeniami
ocenianymi przez podmiot, jako pozytywne. Psychologia wydziela w pojęciu
szczęście rozbawienie i zadowolenie. Mieć szczęście oznacza: sprzyjający
zabieg, splot okoliczności, pomyślny los, fortunę, dolę, traf, przypadek,
powodzenie w realizacji celów życiowych, korzystny bilans doświadczeń
życiowych. (Całość wzięta od starej, dobrej ciotki, znanej większości, jako Wikipedia).
Zatem szczęście jest pozornie czymś łatwym i prostym, takim oczywistym. Nijak
ma się to do rzeczywistości, bo sami doskonale wiemy, że z tym fantem to nie jest
tak kolorowo, jakby mogło się wydawać. Zatem czy lektura powieści „Jak smakuje
szczęście?” Przybrała więcej barw niż jedna?
„Każdy z nas ma w życiu jakieś hobby, pasje, zajęcia, dzięki
którym może oderwać się od ponurej rzeczywistości, choć na chwilę.”
Kinga ma pracę, przyjaciółkę i bliską rodzinę w postaci
ojca, i siostry Mileny. Nie żyją oni jednak w sielance, całą trójkę spotkała
tragedia, a jakby tego było mało – każdy z osoba posiada własne demony. Kindze
po wydarzeniach z przeszłości jest bardzo ciężko zaufać komuś nowemu, kto
pragnie wkroczyć w jej życie. Milena wiedzie spokojne życie u boku Piotra, a
jak dobrze wiemy, nigdy nie może być za dobrze, tak, więc los szykuje jej nie
lada niespodziankę. Jednak wszyscy dążą do jednego. Do szczęścia.
„Niekiedy łatwiej powiedzieć o tym, co nas trapi komuś
obcemu niż bliskiej przyjaciółce lub członkowi rodziny.”
Nie wiem, od czego zacząć. Na początku pomyślałam „o wow” to
będzie naprawdę dobre. I tak było, przynajmniej przez pierwsze dwa, może trzy
rozdziały? Potem coś nam zgrzytnęło
(mówię o relacji ja-książka, one, co rusz są skomplikowane, czasem lubimy się
kłócić).
Nie chcę rzucać tutaj spoilerami, ale w momencie pewnego (no raczej
zwrotnego) wydarzenia, bohaterka jakby przeżyła to dwoma zdaniami i koniec.
Zabrakło mi tutaj szerszego spektrum emocji, a samo ich źródło mogło stanowić
konkretny (żeby nie powiedzieć jebitny) wachlarz możliwości. I to taki, jak to
jest z potrawami instant. Wsypujesz proszek, coś tam zamieszasz, wsadzasz do
piekarnika i w zasadzie masz przyzwoicie dobre babeczki, bo jednak posiadasz tę
bazę, którą wykorzystasz. Tutaj autorka ją miała, a jednak w moim odczuciu ów baza zostawiła po sobie posmak niewykorzystanej.
„W końcu takie jest życie, zsyła na nas zdarzenia, osoby,
przeszkody, niekiedy niemożliwe do pokonania. A to, co z tym zrobimy, zależy
tylko i wyłącznie od nas samych. Nikt za nas nie podejmie ważnej decyzji, nie
pokieruje, ani nie przeżyje tego za nas.”
Podobnie było z każdym kolejnym wątkiem, czy wydarzeniem.
Sam pomysł nie jest zły, bo gdyby rozciągnąć to w czasie (nie wiem, jak słabą
sprężynę? Wizualnie to widzę, nie wiem, jak mam Wam opisać, wybaczcie mi) to
byłoby naprawdę fajnie. A tak? Co rusz
nowe wydarzenia w każdym rozdziale dały wydźwięk jakby telenoweli - co
odcinek drama, ale w zasadzie nie wiadomo co, jak, kiedy, a to czytelnik (bądź
telewidz, jak kto woli) nie bardzo mógł się wczuć w klimat.
Bohaterowie, kurczę. Tak, jak Kinga jest całkiem odpowiednio
wykreowana i mogłam zrozumieć jej niektóre pobudki, tak… (przyznaje się bez
bicia) musiałam czasami cofnąć się do początku rozdziału, by sprawdzić, z którą
z sióstr właśnie przeżywam dzień. Gdyby nie tytuły rozdziałów, zapewne gdzieś
tam po drodze (orientacja w terenie kuleje, lewa to prawa, prawa to lewa) bym
się zagubiła konkretnie.
„Nie potrzebowałam niczego więcej, wystarczyła mi jego
obecność, dotyk, a świat wokół tracił znaczenie.”
Ogólnie rzecz biorąc: nie ma dramatu. Nie ma też cudu.
Tragedią byłoby, gdybym nie była w stanie skończyć tej historii. Dałam radę,
nie było to łatwe, robiłam podchody, ale dobrnęłam i nawet gdzieś tam
przykleiłam zakładkę indeksującą.
Historia ma potencjał, tyle, że osobiście wolałabym, by
historia zamiast wyjść w tym roku – powinna dojrzeć niczym wino w szufladzie,
rozwinąć walory smakowe i dać się porwać czytelnikowi. Nie wiem czy będzie kolejny tom, ale trzymam
bardzo mocno kciuki za autorkę. Zaznaczmy, że jest to debiut, więc autorka jest
dopiero na początku swojej pisarskiej drogi. Mam nadzieje, że ta będzie owocna
i świetlana.
Za możliwość poznania tej historii serdecznie dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli udało Ci się przetrwać cały mój wpis, pozostaw po sobie dodatkowo ślad, a będę Ci niezmiernie wdzięczna. Każdy komentarz jest bezcenny, to daje mi siłę i motywację, bo piszę nie dla siebie, ale dla Was. Z góry serdecznie dziękuję! ♥