Tytuł: Kolacja z Tiffanym
Biżuteria. Błyskotki. Brylanty. Cyrkonie. Diamenty. Oj, skromnie nieskromnie przyznam, że sama mam troszkę coś ze sroki. Na swoją obronę mam trzy argumenty! Marylin Monroe śpiewała o diamentach, które są najlepszymi przyjaciółmi kobiety. Audrey Hepburn jadła śniadanie u Tiffany’ego…a Natalia Lisek załapała się na „Kolację z Tiffanym”! Czy ta wieczerza poskutkowała niestrawnością? Zdecydowanie nie!
„Komedie romantyczne są do bani – twierdzi Natalia Lisek.
Może i racja, ale jej życie zaczyna niepokojąco przypominać jedną z nich. Tu
niespodzianka goni niespodziankę, a śmiech walczy ze wzruszeniem!
Natalia Lisek pochodzi spod Wrocławia, nosi grube okulary i… hm – delikatnie
mówiąc, jest ciut roztrzepana. Właśnie straciła pracę i robi wszystko, by
znaleźć nową – a zarazem dowieść rodzicom, że chce żyć po swojemu i świetnie da
sobie radę.
Szczęście lubi sprzyjać takim jak ona – jest inteligentna, błyskotliwa, pełna
uroku osobistego i nietuzinkowych pomysłów. To wszystko sprawia, że chociaż
często wpada w tarapaty, zawsze wychodzi z nich cało!
Agnieszka Lingas-Łoniewska po mistrzowsku prowadzi czytelników przez zawiłą
intrygę, bawiąc, wzruszając i oszałamiając!
Gdy Natalia znajduje pracę w firmie Macieja Garnickiego, wkracza w świat
zamożnych klientów, zabójczo przystojnych mężczyzn, olśniewających klejnotów i…
zuchwałych kradzieży! Życia nie ułatwia jej fakt, że między nią a Garnickim
zdecydowanie iskrzy. Ale czy w pogoni za tajemniczym złodziejem znajdzie się
czas na miłość?” (źródło lubimyczytać.pl)
Zacznę od tego, że od wielu lat z ogromną chęcią sięgam po twórczość Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. To jest mój pewniak. Wyjątkowe, gdy w twórczości autora nie wkrada się rutyna i przewidywalność. Szacunek, ogromny!
Jednak przejdźmy do naszej kolacji. Jakież to było przyjemne! Natalia zrządzeniem losu, a może swoim pociągiem do wpadania w kłopoty, odnajduje pracę w renomowanej firmie Macieja Granickiego. I od tego momentu zaczyna się humorystyczna jazda.
„W naszym życiu był jeszcze ktoś, kto stanowił naszą wspólną przeszłość, kiedy żyliśmy w miarę beztrosko, byliśmy młodzi i myśleliśmy, że czeka nas szalone życie. Ale potem okazało się, że każdy z nas nosi w sobie coś na kształt przekleństwa. Bo jeśli ma się takie więzy, to ma się je już na zawsze.”
Standardowo autorka ożywia na kartach powieści bohaterów, nadając im nie tylko swego rodzaju uformowanie, ale także wypełnia postacie życiem, cechami, które sprawiają, że stają się oni indywidualnymi jednostkami, niemalże z krwi i kości. To, w jaki sposób została przedstawiona okularnica Natalia prosi się o jakąś specjalną nagrodę. Wszystkie epizody, jakie napotykała na swojej drodze nie były irracjonalne, wręcz przeciwnie. W mistrzowskiej mieszance cech, jakie zostały jej nadane, każdy najmniejszy element był na swoim miejscu. Tajemnicza postać Macieja również okazała się dopracowana tak, jakbym oglądała wyśmienity film oczami wyobraźni.
„Miałem ochotę złapać jej smukłą łydkę i wgryźć się w nią zębami. Cholera jasna, w życiu nie czułem czegoś takiego, a teraz miałem wrażenie, że pali mi się mózg. Że płonie we mnie wszystko.”
Opisy są snute w wdzięczny sposób, pchając akcję nieustannie
do przodu. Tajemnice, zrządzenia losu i… ogromna dawka humoru ze szczyptą
ciętego języka przeplatanego płomienną dozą emocji. (Psst, przecież
Lingas-Łoniewska to dilerka, nie zapominajmy!)
Ileż ja się naśmiałam w trakcie tej lektury, to moje biedne ściany wiedzą. Ewentualnie kot. Opcjonalnie sąsiedzi – tutaj trzeba zrobić wywiad, do jakiego piętra pobrzmiał mój żabi chichot. Agnieszka Lingas-Łoniewska nie zawodzi. Tutaj dam Wam przemiły przedsmak.
„ – Teraz nagle przestałeś mówić?
Rozłożyłem ręce. Złapałem ją błyskawicznie i założyłem plastikowy zacisk na nadgarstki.
- Greya się naczytałeś? – prychnęła.
- Czego? – spytałem, chociaż miałem się nie odzywać.
- Jezu, na jakim świecie ty żyjesz? – Przewróciła oczami i zachichotała. – Oj, za takie zachowanie Christian Grey użyłby nie tylko zacisków.”
„Kolacja z Tiffanym” okazała się być taką częścią wieczoru, na jaką czeka się z utęsknieniem z niecierpliwością przebierając nogami. Gdy tylko przyjdzie czas późnego posiłku, serwowana jest znakomita akcja okraszona nietuzinkowym humorem, który uzależnia w takim stopniu, że założenie pod tytułem „Jeszcze jeden rozdział!” kończy się fiaskiem. Z niewyczerpalną niecierpliwością i ekscytacją będę wyczekiwać kolejnych tomów!
Za znakomitą kolację w doborowym towarzystwie Macieja i Natalii serdecznie dziękuję wydawnictwu Burda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli udało Ci się przetrwać cały mój wpis, pozostaw po sobie dodatkowo ślad, a będę Ci niezmiernie wdzięczna. Każdy komentarz jest bezcenny, to daje mi siłę i motywację, bo piszę nie dla siebie, ale dla Was. Z góry serdecznie dziękuję! ♥