Autor: Alex Michaelides
Tytuł: Pacjentka
Liczba stron: 352
Moja ocena: 6/6
„Lecz czemu ona stoi tak, milcząca”
Dzisiaj przybywam do Was z historią, o której było głośno.
Widywałam ją wszędzie. W Internecie, w social mediach, w gazetach, a nawet w
rękach ludzi w kawiarni. Bardzo długo zbierałam się do tej historii, ponieważ
zawsze obawiam się tych najgłośniejszych tytułów. (czy to podchodzi pod jakąś
fobię?) A teraz pluję sobie w brodę! Panie Michaelides, chapeau bas!
„Przekonasz się, że to niesamowita historia – nie mam co do
tego wątpliwości. To, czy w nią uwierzysz, zależy wyłącznie od Ciebie.”
Nastąpił ten dzień, psychoterapeuta sądowy – Theo Faber,
dostaje posadę w szpitalu psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze. Jedną z
pacjentek The Grove jest Alicia Berenson, znakomita malarka, która przed laty
dokonała makabrycznego czynu. Dlaczego Alicia zabiła swojego męża? Co ją do tego skłoniło? I dlaczego milczy?
„Wierzę, że wszyscy jesteśmy wariatami, tylko w różny sposób.”
Alex Michaelides urodził się na Cyprze w 1977 roku.
Studiował literaturę angielską, psychoterapię, a także posiada dyplom ze
scenopisarstwa. Przez dwa lata pracował
na oddziale psychiatrycznym dla młodzieży jako opiekun. W 2019 roku wydał swoją debiutancką powieść,
którą przyjemność mam dzisiaj recenzować. Z miejsca Wam powiem, że aż wierzyć
się nie chce, że jest to debiut!
„Wszędzie jest tyle bólu, a my tylko zamykamy przed nim oczy. Prawda jest
taka, że wszyscy jesteśmy przerażeni. Boimy się siebie nawzajem.”
Ta historia mnie porwała. Dosłownie i w przenośni. Podeszłam
do niej bardzo sceptycznie, nie wiedząc co mnie czeka. I cholera jasna, nie
wiedziałam. Na samym początku jesteśmy jesteśmy witani wielkim uściskiem,
mówiącym tyle, że Alicia zabiła męża. Mamy do dyspozycji także jej pamiętnik,
co zresztą okazało się – według mnie – bardzo zręcznym zabiegiem. Z biegiem
czasu czekałam, przewracając kartkę za kartką, na momenty wspomnień Alicii. A
jeżeli już o niej mowa, zatrzymajmy się na chwilę.
„Tylko że tak właśnie Alicia działała na ludzi. Jej
milczenie było jak lustro – odbijałeś się w nim.
A widok często był paskudny.”
Postać Alicii od samego początku jest bardzo przyciągająca.
Początkowo autor dawkuje nam jej umysł w postaci pamiętnika. Z każdym zapisanym
przez nią dniem zaczynamy wgłębiać się w jej myśli, jednocząc się z nimi – czy
tego chcemy, czy nie. Mimo braku powodów do jakiejkolwiek sympatii wobec niej
(oczywiście powierzchownie) zaczęłam odczuwać ją stopniowo, jak odżywająca
roślina, której korzenie nie widziały wody od wieków. (od kiedy porównuje
siebie do roślin, może mam zbyt mały dostęp do świeżego powietrza? Wybaczcie!).
Malarka jako osoba była dla mnie niejasna. Miałam ochotę wrzeszczeć, tak ona
milczała, a ja byłam bliska krzyku, no cholera tak chciałam, by w końcu się
odezwała. A z drugiej strony czułam specyficzne zrozumienie z jednoczesną
potrzebą pomocy, którą chciałam skierować właśnie w jej stronę.
„Jako dzieci jesteśmy niewinnymi gąbkami, czystymi
tabliczkami- mamy tylko podstawowe potrzeby jedzenia, załatwiania się, kochania
i bycia kochanymi.
Coś jednak może pójść nie tak i zależy od okoliczności, w jakich się urodziliśmy i w domu, w jakim się wychowaliśmy.”
Coś jednak może pójść nie tak i zależy od okoliczności, w jakich się urodziliśmy i w domu, w jakim się wychowaliśmy.”
Z drugiej strony mamy Theo, który zadziwił mnie kompletnie.
Z początku wydawało mi się, że jest drętwym psychoterapeutą (który będzie mnie
męczył na każdej stronie) jednak da się go lubić, wiecie? Sama jego rola w The Grove, genialna. Autor
wykreował go w bardzo zręczny sposób, ukazując w nim wiele cech, które sami posiadamy. Mam tu na myśli zarówno wady, jak i zalety. Z biegiem
czasu podziwiałam go za wytrwałość i odwagę, z jaką starał się dotrzeć do
Alicii. Powolne odkrywanie jej wraz z Faberem było, jak otwieranie kalendarza
adwentowego dzień po dniu, strona po stronie. Coś wartego każdej minuty.
„Starasz się zadowolić kogoś nieprzewidywalnego,
emocjonalnie niedostępnego, obojętnego, nieprzyjaznego. Starasz się tego kogoś
uszczęśliwić, zdobyć jego miłość…”
Autorowi udało się genialnie wykreować nie tylko głównych
bohaterów, mamy też garstkę pobocznych, którzy ubarwiają całą historię. Nie
będę się o nich rozwodzić, sami ich poznacie z każdą minutą lektury. Niemniej
jednak ma się wrażenie, że każdy jest tam potrzebny – w końcu nikt nie jest tam
bez powodu.
„Wybór ukochanej osoby przypomina wybór terapeuty. Musimy siebie zapytać,
czy ten ktoś będzie z nami szczery, wysłucha krytyki, przyzna się do
popełnienia błędu i nie będzie obiecywał niemożliwego.”
Pacjentka to nie tylko bardzo dobry thriller psychologiczny.
Pacjentka to swego rodzaju terapia. Gdzieś pomiędzy Theo Faberem, pamiętnikiem Alicii a korytarzami The Grove
czytelnik odkrywa także siebie. Między wierszami są zawarte mądrości i prawda,
która mnie osobiście, chwilami chwytała niesamowicie za serce.
„Niewyrażone emocje nigdy nie umierają. Zostają zakopane żywcem, aby
powrócić później w znacznie gorszej postaci.”
Alex Michaelides stworzył bardzo dobrą powieść, która trzyma
czytelnika od samego początku aż po koniec w ogromnym napięciu. Hipnotyzuje,
prześladuje, zaskakuje. Nie będziecie zawiedzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli udało Ci się przetrwać cały mój wpis, pozostaw po sobie dodatkowo ślad, a będę Ci niezmiernie wdzięczna. Każdy komentarz jest bezcenny, to daje mi siłę i motywację, bo piszę nie dla siebie, ale dla Was. Z góry serdecznie dziękuję! ♥