Tytuł: Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno
Liczba stron: 351
Moja ocena: 4+
Wydawnictwo: HarperCollins. Polska
Czasami, gdy życie postanawia dać nam przysłowiowego "kopa w dupę", po prostu potrzeba czegoś niezobowiązującego, lekkiego, sprawiającego uśmiech. Delikatny, relaksujący. Mimo dwuznacznego tytułu, właśnie to otrzymałam od Kirsty Moseley.
" Od zawsze unikam jakiegokolwiek fizycznego kontaktu. Dotykać może mnie tylko mama, mój brat Jake i... Liam.
Od ośmiu lat co wieczór chłopak z domu naprzeciwko zakrada się
przez okno do mojej sypialni i zasypiamy niewinnie przytuleni. Gdyby
Jake wiedział, że Liam spędza u mnie każdą noc, chybaby go zabił. Liam
to największe szkolne ciacho. Szaleją za nim wszystkie dziewczyny, a on
zmienia je jak rękawiczki.
Nie mogę go rozgryźć. W dzień zachowuje się jak megadupek, a w nocy jest ciepły i kochany. Wiem, że nie mogę się w nim zakochać – związki Liama nie trwają dłużej niż kilka nocy..."
Amber ma szesnaście lat. Jest odpowiedzialną dziewczyną z nie byle jaką ambicją. Ma również brata, który wraz ze swoim przyjacielem tworzy pakiet marzeń każdej dziewczyny w szkole. Prócz spokojnego życia, Amber ma także traumę, która od wielu lat nie pozwalałaby jej spać spokojnie, gdyby nie jeden mały szczegół. Liam. Szkolny playboy, przystojny, charyzmatyczny, mile złośliwy i intrygujący. Czyli mieszanka wybuchowa i chętnie lubiana.
Jednak moja sympatia wzrosła do niego na samym początku, choć po jego "ewolucji" tęskniłam za Liamem, który potrafi nieźle się popisać w potyczkach słownych. Z Amber się nie polubiłam, miałam dziwne wrażenie, że autorka nie była w stanie (albo sama nie wiedziała do końca jak) wykreować jej stałą osobowość. Owszem, bardzo lubię bohaterów dynamicznych, dojrzewających na kartach powieści, ale to nie było to. Raz miałam wrażenie, że Amber jest biednym Aniołkiem i powinno być mi jej szkoda, a za chwilę w moich oczach zalatuje hipokryzją, bo jej obraz po prostu gryzł się z poprzednim, jaki powstał w mojej głowie.
Ogólnie o tragizmie zawartym w całej historii. Pomysł początkowo dobry, naprawdę sądziłam, że mną wstrząśnie... A tu kiwam tylko głową, bo coś nie pykło. Mam dziwne wrażenie, że autorka wszystko za szybko wyjaśniła, jakby urwała w jednym momencie, bo nie miała ochoty na dalsze pisanie. A przecież cały ten wątek miał naprawdę duży potencjał.
Nie mogę go rozgryźć. W dzień zachowuje się jak megadupek, a w nocy jest ciepły i kochany. Wiem, że nie mogę się w nim zakochać – związki Liama nie trwają dłużej niż kilka nocy..."
Amber ma szesnaście lat. Jest odpowiedzialną dziewczyną z nie byle jaką ambicją. Ma również brata, który wraz ze swoim przyjacielem tworzy pakiet marzeń każdej dziewczyny w szkole. Prócz spokojnego życia, Amber ma także traumę, która od wielu lat nie pozwalałaby jej spać spokojnie, gdyby nie jeden mały szczegół. Liam. Szkolny playboy, przystojny, charyzmatyczny, mile złośliwy i intrygujący. Czyli mieszanka wybuchowa i chętnie lubiana.
Jednak moja sympatia wzrosła do niego na samym początku, choć po jego "ewolucji" tęskniłam za Liamem, który potrafi nieźle się popisać w potyczkach słownych. Z Amber się nie polubiłam, miałam dziwne wrażenie, że autorka nie była w stanie (albo sama nie wiedziała do końca jak) wykreować jej stałą osobowość. Owszem, bardzo lubię bohaterów dynamicznych, dojrzewających na kartach powieści, ale to nie było to. Raz miałam wrażenie, że Amber jest biednym Aniołkiem i powinno być mi jej szkoda, a za chwilę w moich oczach zalatuje hipokryzją, bo jej obraz po prostu gryzł się z poprzednim, jaki powstał w mojej głowie.
Ogólnie o tragizmie zawartym w całej historii. Pomysł początkowo dobry, naprawdę sądziłam, że mną wstrząśnie... A tu kiwam tylko głową, bo coś nie pykło. Mam dziwne wrażenie, że autorka wszystko za szybko wyjaśniła, jakby urwała w jednym momencie, bo nie miała ochoty na dalsze pisanie. A przecież cały ten wątek miał naprawdę duży potencjał.
"- A ty jak masz na imię? - dopytywał.
- Nazywa się: "Tknij ją jeszcze raz, a dostaniesz w mordę"
- Nazywa się: "Tknij ją jeszcze raz, a dostaniesz w mordę"
Okładka jest prześliczna i wierzcie lub nie, idealnie oddaje całą historię, którą mimo wszystko czyta się bardzo szybko. Raz, dwa i pochłonięta. Moja dusza mola książkowego została nakarmiona cukrem na bardzo długi czas, co jest zadowalające. Polecam fanom tego typu powieści, którzy chcą się odprężyć na słoneczku z zimnym drinkiem, bądź koktajlem w ręce.
Za wkradanie się przez okno serdecznie dziękuję wydawnictwu HarperCollins
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli udało Ci się przetrwać cały mój wpis, pozostaw po sobie dodatkowo ślad, a będę Ci niezmiernie wdzięczna. Każdy komentarz jest bezcenny, to daje mi siłę i motywację, bo piszę nie dla siebie, ale dla Was. Z góry serdecznie dziękuję! ♥